Saturday 29 July 2017

gerlach : poľská cesta VI-

Droga Kurczaba na Gerlachu marzyła mi się od bardzo dawna. 8 wyciągów w litej skale plus kawał grani wyprowadzającej na najwyższy szczyt Tatr wystawiało 

jej bardzo dobrą rekomendację. Smaczku całości dodawały jeszcze wszystkie legendy krążące na jej temat. Podobno nie jeden zespół nie potrafił odnaleźć 

startu drogi a nie jeden wspinacz odpadł po walce w trudnościach... Tego trzeba było po prostu spróbować!


I tak zachęceni słonecznymi prognozami, razem z Krzysztofem i Michałem wyruszamy o 02:00 z Krakowa w stronę Wyżnich Hagów. Na miejscu szybkie 

śniadanie i przed 05:00 ruszamy w głąb Doliny Batyżowieckiej.

na miejscu zamiast słonecznej pogody, wszystkie szczyty ukryte są w chmurach...
a jakby tego było mało jest jeszcze zimno jak cholera...


Na szczęście spręż w zespole jest na tyle duży, że po chwili odpoczynku, decydujemy, że mimo wszystko ruszamy w poszukiwaniu startu drogi... i dopiero tam 

zdecydujemy co robić dalej.


Korzystając z relacji Zipiego oraz opisu ze strony Damiana (click!) ze znalezieniem startu drogi nie mamy żadnych trudności. Problem stanowi jednak to, że



Mimo niesprzyjających warunków nie poddajemy się jednak za szybko. W końcu nie po to wstałem o 01:00 w nocy, aby tak łatwo zrezygnować!

I tak po szybkiej naradzie... wychodzi na to, że to własnie mi przypada poprowadzenie pierwszej części drogi.


Pierwszy wyciąg przysparza mi szybszego bicia serca, ponieważ z powodu niskiej temperatury, już w trakcie wspinania pionowym zacięciem, zaczynam

stopniowo tracić czucie w palcach u nóg. Dodatkowo po przetrawersowaniu w lewo zaczynam także tracić czucie w palcach u rąk. Jakby tego było mało co

chwile muszę przystawać i wycierać dłonie w ubranie, aby przynajmniej trochę osuszyć je z wody, która zalega we wszystkich najlepszych chwytach.


Po dojściu pod crux jestem już na tyle wymarznięty, że zanim odważam się wejść w trudności muszę chwilę odsapnąć i rozgrzać dłonie.

Na szczęście siła robi swoje :-) sięgam w końcu wysoko lewą ręką, dokładam prawą, po czym wychodzę już łatwym terenem stanowiska gdzie ściągam do

siebie chłopaków.

Krzysztof w cruxie
Michał na dojściu do drugiego stanowiska
w końcu zaczynamy wspinanie w promieniach słońca!


Start w trzeci wyciąg to bardzo fajna płyta po dobrych klamach, która po przejściu w prawo wyprowadza na dużą platformę pod okapami. Tutaj w teorii 

(topo) można założyć stan. Ja jednak podobnie jak Damian, postanawiam pójść jeszcze dalej. Niestety podobnie jak on nie unikam lekkiego przesztywnienia

liny.


Jeśli ktoś będzie chciał zrobić podobnie, sugeruję solidne przedłużanie przelotów.

Michał na dojściu do (naszego) trzeciego (wg topo czwartego) stanowiska


Wyciąg piąty (nasz czwarty) wydał mi się najładniejszy z całej drogi. Wejście (na tarcie) w skośną ryskę (wg topo) za II (w moim odczuciu zdecydowanie III

IV) prowadzącą na połogą płytkę, z której później dalej przez przewieszkę (hak w trudnościach) za V+. Palce lizać! Szkoda tylko, że tak jak pierwszy wyciąg,

jest mokry...


Topo sugeruje założenie stanowiska na płytce, jednak podobnie jak Damian łączę ten wyciąg z następnym i idę od razu przez przewieszkę do zacięcia, gdzie

zakładam stanowisko z haka i dwóch kości. Jedna z kości powinna tam siedzieć do teraz.


Wyciąg szósty (nasz piąty) prowadzi już Krzysztof. Zacięciem prosto do góry i dalej w najbardziej dogodnym miejscu (jak puszcza) w lewo na filarek. 


Niestety jakość skały w tym miejscu pozostawiała dużo do życzenia.

Krzszytof w zacięciu
czujny asekurant
zacięcie na szóstym wyciągu

Wyciąg siódmy startuje trawersem, z którego po luźnych kamieniach wchodzimy w III kominek prowadzący na drugą stronę grani.


Tutaj zamiast trawersować luźne bloki skalne, wybieramy opcję zejścia niżej do żlebu i wygodnego powrotu do wejścia kominka (z prawej). Prawdopodobnie 

wbijamy się w nie ten kominek ;-), ponieważ właściwy, wydaje się startować bardziej z lewej strony.


Wyciąg ósmy, startuje z wygodnej platformy, która przez ciasny komin a następnie połogą płytkę wyprowadza nas już na właściwą grań.



Granią cały czas jej ostrzem, w górę, w kierunku dwóch widocznych z dołu turniczek. 


Sugerując się opisem Zipiego, przez wspomniane turnie, przechodzę na drugą stronę grani, opadającym między nimi żlebem, gdzie mijam drugą turnię z jej 

lewej strony. Następnie ponownie wracam na prawą stronę grani, skąd dalej trawersem (raczej łatwo) docieram do przełączki pod Wyżnią Gerlachowską 

Strażnicą. Cały odcinek od wejścia na grań pokonujemy już na lotnej asekuracji.

po trawersie
godzina jest już późna, także na sam szczyt w dalszym ciągu idziemy na lotnej
ostatnie metry grani
Gerlach
widmo brockenu
żleb zejściowy

No comments:

Post a Comment