Od września nie było mnie w Tatrach. Pogoda niestety nie zachęcała do wyjazdów.
Pojawiło się w końcu jednak okno pogodowe i szansa na wspinanie w ciepłym granicie. Decyzja była szybka - trzeba brać urlop i napierać!
Wybór pada na ścianę Osterwy. Szybkie podejście plus krótkie i lite drogi. Czego chcieć więcej?
Wspinanie zaczynamy od Drogi Dieski VII-.
Mimo godziny 8:00 skała jest nad wyraz ciepła. Zostawiamy wszystkie rzeczy pod drogą i ruszamy. Ilona prowadzi pierwszy wyciąg.
esencja taternictwa ;-)
wyjście na ostrze filara na drugim wyciągu
Po 3 wyciągach, w końcu docieramy do słynnej rysy. Czuje się jak w Yosemitach! Mimo, że nie umiem wspinać w takich formacjach, to czuje się genialnie. Na
łatwo, Ilona śmieje się w trudnościach ;-)
Do topu prowadzi jeszcze czujny trawers. Generalnie bez trudności.
Z ostatniego stanu trzema zjazdami docieramy do podstawy ściany.
Jako, że mamy jeszcze trochę czasu, postanawiamy wbić się w druga drogę. Wybór pada na Via AliNina VI+.
Już pierwszy wyciąg jest kluczowy. Najpierw startuje nieprzyjemnym kominkiem (III) po czym przechodzi na płytę gdzie znajduje się crux.
Z początku idzie jej sprawnie. Jednak w końcu dochodzi do najtrudniejszego miejsca i niestety... po walce, bierze blok! Biorąc pod uwagę styl (!) postanawia
Szybko przechodzę komin po czym docieram do kluczowego miejsca. Wpinam linę w spita, łapie kluczową krawądkę i wychodzę wyżej. Nie powiem, nie było to
A później dalej rysą.
Ilona na trzecim wyciągu
Mimo, że siłą i spręż w zespole nadal jest, to jednak ze względu na 2h snu przed wyjazdem, trzeba wracać do auta. Na Osterwie wspinałem się pierwszy raz,