To miał być szybki świąteczny wypad. Trzy, może cztery dni w OSP na rozwspin (!) Powrót do Polski i dalszy załadaunek. Jak to jednak często bywa życie
weryfikuje wszelkie plany. I tak zamiast zamiast w deszczowym OSP, wylądowaliśmy w słonecznej Sycylii.
Lot.
Loty do Palermo obsługuje RyanAir. Niestety z powodu braku lotów z Krakowa, musieliśmy lecieć z Wrocława. Podróż na trasie Wrocław - Palermo trwa około 2
godzin.
Cena? Maćkowi udało się wyrwać bilety razem z 20kg bagażem za około 600zł od osoby. Nie było się nawet nad czym zastanawiać. Trzeba się było zacząć
pakować :-)
tobołek na 2 tygodnie wspinania
Transport.
Tutaj niestety ze względu na kontakt głownie przez FB oraz straszny natłok pracy... przespaliśmy najlepszą ofertę i auto zarezerwowaliśmy dopiero na dwa dni
przed wyjazdem. Najtańszą ofertę oferowała firma
ACE Rent a Car. Za cenę 207€ udało nam się zarezerwować małego Renault Twingo. I tak z pozoru
śmieszne, małe autko, okazało się strzałem w dziesiątkę!
Dlaczego?
Po pierwsze nasze bagaże idealnie wkomponowały się na dwa miejsca pasażerów z tyłu auta. Bagażnik był na tyle mały, że mieścił tylko jedną duża torbę ;-)
Po drugie spalanie. Twingo paliło na tyle mało, że podczas całego pobytu na Sycylii spaliliśmy zaledwie jeden bak bęzyny. Zawiera się w tym droga na / z
lotniska oraz poruszanie się po okolicy. Codzienne wizyty w San Vito czy sprawdzanie panujących warunków na Never Sleeping Wall to była nasza codzienność.
Po trzecie, jak na swoją specyfikacje, Twingo na prawdę „ma moc”. Jest małe, lekkie i zarazem zwinne. Ja poruszając się nim po drogach czułem się jak w
(małym) bolidzie. Najlepsze jednak jest to, że udało na sie nim spokojnie wjechać na samą górę drogi prowadzącej na Lost World (!)... a także wrócić w 4
osoby w pełnym załaładunku do Palermo :-)
doładowani pod korek!
Bardzo często dojeżdżaliśmy również pod oddalone sektory wspinaczkowe. Dotarcie do nich bez auta graniczyłoby z cudem.
* pro tip *
Mimo, że wszyscy (a szczegolnie na lotnisku) radzili nam wziąć pełne ubezpieczenie na auto, finalnie z niego zrezygnowaliśmy. Korzystając z doświadczenia
Maćka postanowiliśmy sobie odpuścić, oszczędzić kasę i zaryzykować. Zwłaszcza, że kompletnie nie planowaliśmy jeździć po miastach a jedynie dojeżdżać w
sektory wspinaczkowe. Jak się później okazało postąpiliśmy słusznie, ponieważ auto oddaliśmy w nienaruszonym stanie. Szczęście nam sprzyjało.
W przypadku rezygnacji z ubezpieczenia, należy pamiętać, że do wypożyczenia auta firma(y) wymagana(ją) karty kredytowej. Na czas wynajmu, na mojej
karcie zablokowana została kwota ~1000€ (zniszczenia) + ~150€ (paliwo). Karta debetowa nie jest akceptowana. Oczywiście w przypadku wykupienia
pełnego ubezpieczenia, powyższa kwota nie jest blokowana a sama karta kredytowa nie jest już potrzebna.
Kemping.
nasze centrum dowodzenia światem
W momencie gdy wyjazdem było zainteresowanych więcej osób, planowaliśmy wynając kwaterę poprzez Airbnb. Jednak w miarę upływu czasu i wykruszania się
ekipy zdecydowaliśmy się na kemping oraz namiot.
Kempin El Bahira, na którym nocowaliśmy okazał się jednym z najlepszych kempingów na jakich do tej pory byłem. Rewelacyjna lokalizacja (5km od San Vito
Lo Capo) z podejściem pod skałkę pokroju Dupy Słonia (2min pod najbliższy sektor) oraz 5min od namiotu nad brzeg morza.
Meldując się na kempie dostajemy mapę, na której znajduje się oznaczoną infrastruktura. W jej skład wchodzą: toalety, prysznice, pralka, kuchnia, sklep a
nawet restauracja z basenem.
Miejsca kempingowe zaopatrzone są w dostęp do prądu (niestety wtyczka tylko dla kamperów), zimną wodę oraz wi-fi!
Istnieje oczywiście opcja droższa czyli domek, jednak w tym wypadku, trzeba liczyć się z rezerwacją z większym wyprzedzeniem. W momencie, gdy dotarliśmy
na kemping nie było już nic wolnego.
Kuchnia.
Przede wszystkim kuchnia jest zadaszona, ale nie zamknięta.
W teorii znajdują się tam dwie kuchenki gazowe (na duże butle), po dwa palniki każda, ale w praktyce działała tyko jedna. Czasami powodowało to mały kocioł
podczas przygotowania sobie posiłku, dlatego dla niecierpliwych sugeruję zabrać swoją kuchenkę gazową.
W sklepie wspinaczkowym w San Vito gazu nie ma, ale mozna go kupić w przynajmniej w dwóch sklepach w centrum.
- Miceli Salvatore -
https://goo.gl/maps/76agBbeXGE12
- Ferramenta E Colori -
https://goo.gl/maps/xQx5Cq17YDK2
Cena, w zależności od sklepu, to około 6€ za mały kartusz.
Oprócz kuchenek dostępny jest również duży grill. Można go spokojne rozpalić drewnem znajdującym się na kempingu. Na nasze potrzeby wystarczyło to w
zupełności.
Lodówki są trzy. Mimo, że ich działanie jest mocno wątpliwe, to jedzenie bez problemu wytrzymuje w nich po kilka dni.
Do gotowania można znaleźć, ogólnie dostępne, prehistoryczne garnki oraz patelnie. Kubki, sztućce czy talerzyki trzeba mieć jednak swoje. Kawiarki również
nie ma :-(
Jest za to jeszcze kącik „ziołowy” - regularnie uzupełniany przez ekipę kempingu. Czerwone cebule, oregano, czosnek, imbir, mięta, bazylia, cytryny oraz
pomidory koktajlowe. To wszystko czego podczas pobytu na miejscu nigdy nie brakowało, a co stało się praktycznie nieodłącznym elementem naszej diety
wspinaczkowej! :-D
Oprócz tego wszystkiego można znaleźć jeszcze dużo przypraw, makaronów, kaw i innych rzeczy pozostawionych przez ludzi opuszczających kemping. Jednak
nawet w przypadku studentów nie liczyłbym na to, że da się z tego „wyżyć” :-)
* pro tip *
Przed opuszczeniem kuchni warto dobrze pochować swoje rzeczy, ponieważ miejscowe ptaki, czy koty bardzo chętnie i sprawnie (!) dobierają się do
pozostawionego jedzenia.
San Vito Lo Capo.
Miasteczko oddalone około 5km od kempingu. Najlepiej dojechać autem, ale podobno jest również skrót prowadzący do najbliższego marketu. Niestety jednak
market mimo, że duży, wyposażony jest bardzo słabo. Warzywa uzupełniane są bardzo sporadycznie. Raczej raz na kilka dnia. Mięso natomiast często przybiera
kolor oraz grubość skórki od pomarańcza. Win niby dużo, ale same dziwne. Oczywiście zakupy zrobić się da, ale w porównaniu do marketu w centrum miasta to
przepaść.
Market Deco w którym najczęściej robiliśmy zakupy znajduje się przy głównej ulicy w San Vito. Sklep z pozoru mały, oferuje bardzo duży wybór produktów.
Mięso dużo lepszej jakości. Często już pocięte i porcjowane na plastikowych tackach. Warzywa świeże i często na promocji. Nabiał, makarony, ryby czy sery do
wyboru do koloru. Dla „smakoszy” także duży wybór win oraz piw – również regionalnych.
W sezonie sytuacja z Marketami i ich wyposażeniem zapewne wygląda trochę lepiej. W kwietniu jednak jest tak sobie.
Jeśli komuś zależy na spróbowaniu świeżych owoców, czy win, od lokanych rolników, to na jednej z równoległych do głównej ulic, rano stoją samochody w
których można zakupić wspomniane produkty.
Wybierać się w dzień do miasta należy jednak pamiętać o jednej rzeczy – sjesta! Sklepy w środku dnia są zamykane na parę godzin. Raczej nie wierzcie w
godziny otwarcia wg. Google Maps. My niejednokrotnie się zdziwiliśmy :-)
Z miejsc, które odwiedziliśmy w San Vito, z czystym sumieniem możemy polecić dwa.
-
Pizzeria Arricriati. Super pizza w dobrej cenie. Miła obsługa, brak ludzi i turbo szybki serwis. My na nasze pizze nigdy nie czekaliśmy dłużej niż 10min.
-
La Sirenetta di Pizzimenti Natale. Według Maćka najlepsze lody, które jadł podczas wyjazdu, a trochę ich zjazdł (!), były właśnie z tego miejsca. Kawę serwują
również niczego sobie!
Knajpka znajduje się na samym rogu ulicy przy plaży. Nie należy się przejmować zakazami wjazdu. My zawsze podjeżdżaliśmy autem pod wejście :-)
Pogoda.
Przez większą część naszego wyjazdu pogoda była idealna. Dni gdy za gorąco lub padał deszcz idealnie wpasował się w nasze dni restowe.
Od prognoz można było ustawiać zegarki. Jeśli MeteoBlue czy yr.no przewidwały deszcz o 2:00 to praktycznie co do minuty tak było (!).
Wspinanie.
Przed rozpoczęciem wspinania najlepiej zaopatrzyć się w najnowszy przewodnik
Sicily Rock. Do kupienia w recepcji (29€). Najnowsza wersja przewodnika
posiada blisko 300 stron. Drogi oznaczone są bardzo czytelnie. Posiadają informację na temat ilości wpinek a także (przeważnie) krótki opis. Najbardziej
zapadły mi w pamięci opisy typu „very very run out” lub "last bolt seems to be missing" :-)
Rejony, podobnie jak i same drogi, oznaczone są gwiazdkami. Dzięki temu spokojnie można wybrać ładne i ciekawe miejsce a szerokim łukiem omijać te
parchate.
Co nie powinno dziwić wspinanie na Sycylii jest bardzo zróżnicowane. W tak dużym rejonie każdy znajdzie na pewno coś dla siebie. Od krawądek, jurajskiego
połogu, poprzez pion i tufy, aż po przewieszenie i klamy! Osobiście nigdzie nie widziałem wyślizganych dróg. Tarcie wręcz idealne. Dysponując dużym zapasem,
śmiało można by się wspinać w butach podejściowych. Na niektórych drogach skała jest ostra jak maczeta!
Planując wspinanie początkowo zakładaliśmy odwiedzenie wszystkich najładniejszych (oraz jak nam się wydawało najpopularniejszych) rejonów. Następnie w
zależności od wybranych, lub (nie)zrobionych dróg, powrót w wybrane miejsce i pracę nad przejściem. Oczywiście wszystko zostało zweryfikowane na miejscu.
Najciekawsze skały okazały się być cały czas mokre. Najładniejsze rejony wcale nie były popularne a na dodatek powrót w wybrane miejsca trzeba było
dostosować do panujących warunków atmosferycznych (jak i skalnych) :-)
I tak finalnie swoją działalność skupiliśmy głownie na kilku rejonach.
- Pineta
- Anfiteatro
- Pineta Grotta
- Pipeline
- Crown of Aragorn
- Lost World
- *Never Sleeping Wall
Pineta,
Anfiteatro,
Pipeline oraz
Pineta Grotta to sektory znajdujące się w najbliższym położeniu od kempingu. Dróg masa. Dużo 6-tek, trochę 7-mek.
Wyżej niestety nie sprawdzałem, ponieważ miało to być nasze miejsce na rozwspin! Wspinanie od pionów aż po przewieszenia. Od jurajskiego połogu, aż po
wspinanie w grocie. Generalnie wszystko.
Miejsce idealne na niepewną pogodę czy właśnie na rozwspin. Nie trzeba brać dużo rzeczy i zawsze można się szybko zebrać na kemping. Zwłaszcza, gdy
zgłodniejemy lub mamy ochotę na kawę ;-) Jedyne co może "odstraszać" to ilość ludzi. Ze względu na "podejście" wszyscy chętnie wybierają ten rejon.
Na szczęście panuje tam bardzo rodzinny klimat. Dzięki czemu większość trudniejszych dróg jest pusta. Nam nigdy się nie zdarzyło czekać w kolejce.
Crown of Aragorn zlokalizowaliśmy podczas naszego dnia restowego. Korzystając z przerwy w deszczu ruszyliśmy na rekonesans. 5min autem z kempingu,
parkując pod czyjąś bramą wjazdową, po przeskoczeniu przez drut kolczasty, dotarliśmy pod skałę.
wspinacz na klasyku rejonu "all cats are black at night" 7b+
Wspinanie to głównie przewieszenie. Klimat jednak bardziej bulderowy niż techniczne wspinanie po tufach. Tak przynajmniej było w naszym wydaniu. Nawet
mimo słońca, które operowało w rejonie od samego rana, większość tuf była zalanych lub mocno wilgotnych.
Lost World.
Miejsce, które chyba najbardziej wpadło nam w „oko”. Genialna jaskinia o niebanalnym podejściu, oferująca wspinanie po tufach zarówno w przewieszeniu jak i
pionie. Świetne, długie, 30m metrowe drogi. Komfortowe, ciągowe wspinanie po bardzo dobrych chwytach. Niestety jednak z powodu przewieszenia, nawet
pomimo braku deszczu z tuf co dzień kapało. Nie przeszkadzało nam to specjalnie, aż tak bardzo, aby nie dało się wspinać, ale mimo wszystko pozostawał lekki
niesmak. Zwłaszcza, gdy podczas prowadzenia można było wyłapać spadającą idealnie w oko kroplę wody, czy w podchwycie wycisnąć mech niczym gąbkę :-)
Skała generalnie lita i większości miejsc solidna. Mimo wszystko jednak, ze względu na ciągłą działalność wody oraz wiatru niejednokrotnie zdarzyło nam się
odpaść z kawałkiem tufy w ręce. Śpieszmy się wspinać na Lost Worldzie, ponieważ rejon bardzo szybko może ulec zmianie.
Oprócz super wspinania Lost World oferuje jeszcze bardzo ciekawy
dojazd. Z kempingu należy kierować się na miasteczko Macari, na końcu którego można albo
zaparkować i iść dalej pieszo (tak jak zrobiliśmy za pierwszym razem), albo napierać dalej autem pod charakterystyczną (widoczną z daleka) wieżę.
Szczerze mówiąc droga jest dosyć stroma i nie wygląda zachęcająco. Szczególnie, gdy nie posiada się ubezpieczenia na auto :-) Jednak znakomite umiejętności
Maćka pozwoliły nam dwukrotnie zaoszczędzić podejścia i podjechać naszym małym bolidem na sam koniec drogi.
droga prowadząca na "szczyt"
bolid i jego kierowca :-) * Maciek zasugerował wysłanie zdjęcia jako reklamy do Renanult *
To jednak jeszcze nie koniec przygody. Z tego miejsca, kierując się w stronę kolejnego szczytu, należy dojść do przełączki, z której, przy pomocy statyka trzeba
zejść jeszcze kilkanaście metrów niżej. Jednak zdecydowanie warto zachodu aby tam dotrzeć, ponieważ miejsce jest świetne!
Jak widać nazwa Lost World idealnie odwzorowuje położenie tego rejonu. Nie bez powodu również, na pewnym angielskim forum, pojawił się komentarz, jakoby
samo dotarcie na miejsce było bardziej emocjonujące niż wspinanie.
Dużym plusem wspinania na Aragornie czy Lost Worldzie był całkowity brak ludzi. W przeciwieństwie do Piniety, tutaj przez cały czas mieliśmy całość tylko i
i wyłącznie dla siebie!
Never Sleeping Wall.
Rejon w którym chyba byliśmy najczęściej a na którym nie wspinaliśmy się ani razu :-) Niestety ze względu na panujące warunki (deszcz, wiatr / brak wiatru,
słońce czy wystawę ściany), większość dróg nie nadawała się kompletnie do wspinania. Z tuf albo kapało, albo się lało.
Mimo, że wspinanie na niektórych drogach jest bardzo lotne, cześć dróg opisana jest jako „runout” lub „very very runout”, to podobno jest to jedno lepszych
miejsc wspinaczkowych w całej Sycylii. Niestety nie dane nam było zweryfikować tej informacji.
Tak czy inaczej Never Sleeping Wall oferuje wspinanie po tufach. Drogi głownie w pionie dochodzące nawet do 55 metrów. Jednak przed wybraniem się w ten
rejon, w ramach zaoszczędzenia czasu, warto dzień wcześniej sprawdzić panujące w ścianie warunki.
Z miejsc, do których my nigdy nie dotarliśmy, a gdzie wspinali się ludzie z kempingu, największą popularnością cieszyły się rejony Bunker oraz Cala Mancina.
-
Bunker to raczej proste drogi raczej do 7.
-
Cala Mancina to natomiast (z tego co słyszałem), ze względu na dostęp do plaży, dobra opcja na wypad z dziećmi.
Jeśli chodzi o samą cyfrę... to (nie tylko) w moim odczuciu większość dróg oferuje bardzo promocyjne wyceny. Z resztą wystarczy popatrzeć na 8a.nu gdzie
niektóre drogi są przeceniane z 8a na 7b :-)
Nie samą cyfrą jednak człowiek żyje :-) dlatego trzeba wspinać się głównie po drogach ładnych, a tych na szczęście na Sycylii nie brakuje.
Co mi udało się przywieźć z wyjazdu? Z rzeczy wartych wspomnienia:
- 7c RP
- 7b+ RP
- 2x 7b OS
Lekki niesmak pozostał, ponieważ było bardzo blisko 7c OS... ale jak na okres rozwspinania nie jest źle. Oczywiście, stosując się do ostatnio panujących
standardów, muszę napisać - "
szkoda, że akurat nie byłem w formie". Mam nadzieję jednak, że ta jeszcze się pojawi (!) zwłaszcza, że ostatnio odkryłem, ku
mojemu zaskoczeniu, że odpoczynek również jest potrzebny.
Na koniec kilka, nie koniecznie wspinaczkowych, zdjęć :-)
w kuchni :-)
właściciel przyczepy
kolejny lokals...
Crown of Aragorn
Crown of Aragorn z widoczną liną na "All cats are black at night"
tubylcy...
dobry rest jeszcze nikomu nie zaszkodził
słuszna porcja omleta :-)
Maciek na niezwykle "urodziwej" 6c+
Crown of Aragorn
Lost World pogrążony w chmurach.
Maciej odpoczywa przed wspinaniem. Lost World.
Lost World.
były dni, kiedy trochę wiało...
Pineta Grotta
Lost World.
wiosna w pełni
nasz bolid